Friday, June 25, 2010

Czy wiecie że Pan Jezus nauczał reinkarnacji? (ups… w tej chwili chyba odkrywam jedną z najważniejszych tajemnic Kościoła :) Żarty – żartami, ale jest to fakt, że w imię nieznanych mi w tej chwili celów ( mam nadzieję że „wyższych” ) od roku ok. 1450 Kościół zakazał używać idei reinkarnacji. W owym czasie nastąpiło całopalenie wszystkich ksiąg i wyjęcie wszelkich kart dotyczących tego tematu. Minęło do tej pory bardzo dużo czasu, tak więc idea ponownego przyjęcia ciała po śmierci na zawsze zatarła się z historii chrześcijaństwa i nawet dzisiejszy tzw. zwykły ksiądz nie ma o niej zielonego pojęcia. To wielka szkoda i strata. Ludzie powinni żyć w wiedzy o sobie: kim są, po co są i na jakich prawach przebywają na świecie.
A ja uwielbiam ideę reinkarnacji. Jest taka sprawiedliwa i tłumaczy wszelkie niejasności związane z naszą sytuacją w tym świecie. Bo niby z jakiej paki ktoś rodzi się piękny i bogaty a przy tym głupi jak but, a drugi kulawy i mądry, ale zezowaty i ledwo mu starcza od pierwszego do pierwszego.
To wszystko wynik naszych przeszłych i obecnych uczynków. Dostajemy dokładnie to, na co zasługujemy. Tak jak istnieje prawo, które obraca tą ziemską kulą tak też są odpowiednie zasady, które odpowiadają za to, aby każdy mógł zostać nagrodzony lub ukarany adekwatnie do swoich czynów. To co uczyniliśmy komuś, prędzej czy później wróci do nas, abyśmy mogli odczuć efekt naszych poczynań. W myśl słów Pana Jezusa: „jak posiejesz tak zbierzesz”.
Wielu z nas od razu chce dowodów! A one istnieją tuż obok nas. Już sama niezliczona różnorodność form w tym świecie jest na to przykładem. Mnie najbardziej się podobają tzw. geniusze, z których najsłynniejszy jest może Fryderyk Chopin. Grał na fortepianie od 4 roku życia. Nikt go nie uczył, nikt mu nie pokazywał nut. Po prostu pewnego wieczoru wdrapał się jako mały brzdąc na fortepianowy stołek i grał, to co jego umysł zapamiętał z wcześniejszego życia. Albo Mozart, albo słynny teraz mały perkusista Igor Falecki. Nikt tych i jeszcze wielu wielu innych osób nie uczył. To co znają, nauczyli się we wcześniejszym życiu co świadczy o tym, że już tu byli.
I wszystko staje się banalnie proste. Przy pomocy tej idei mogę wytłumaczyć dlaczego ktoś się rodzi w ciele żaby, a drugi pięknie śpiewa pod nieboskłonem. Dlaczego życie jednego usłane jest różami a drugi jako kulawy kot bez ogona walczy o przetrwanie na śmietniku. Dlaczego ja urodziłam się w ciele dziewczynki a nie jak ten króliczek, którego trzymałam na kolanach (o tym możecie się dowiedzieć wchodząc na 4jivas filozofowie) .
Wszyscy tu utknęliśmy w kole wzajemnie powiązanych korelacji, gdzie wszystko ma swój określony porządek - mimo, że wydaje się, że większego chaosu być nie może :)

Wednesday, June 2, 2010

“Nic nie może przecież wiecznie trwać” mówią słowa znanej polskiej piosenki i jest to prawda. Nic w tym świecie nie ma stałości, nawet rzeczy wydawałoby sie najbardziej stabilne w końcu i tak ulegną rozkładowi. Taka jest natura tego świata, w którym panują siły niemożliwe do skontrolowania przez nikogo. I choć wielu naukowców za wszelką cenę próbuje przeciwstawić się naturalnemu rozkładowi - prawa materialne ze stoickim spokojem podążają swoją ścieżką.
Trudno nam się z tym pogodzić, ponieważ jesteśmy zbudowani z innej „ materii” - „materii”, która się nie rozkłada, bo nie ma jak :) Jest to duchowa energia - wieczna, stabilna i nie ulegająca wpływom tego świata. Naszą naturą jest WIECZNOŚĆ dlatego nie możemy, nie umiemy i nie chcemy zaakceptować faktu przemijania. Jeśli twoje ciało się starzeje – cierpisz, jesteś niemile zaskoczony kolejną zmarszczką na czole czy starczą plamką na dłoni. Że nie wspomnę o śmierci! Śmierć dla żywych istot jest tak nienaturalna, że w jej obliczu jesteśmy gotowi „zaprzedać duszę diabłu”. I nic w tym dziwnego. Kto chce umierać? Kto chce iść niewiadomo dokąd bez możliwości powrotu? NIKT :)
Ale na to bezlitosne prawo przemijania nie ma rady. Tak tu po prostu jest...
Jedynie wiedza o tym, że nie należymy do tego świata jest prawdziwym wyzwoleniem. Jesteśmy jak kosmici z innej galaktyki tymczasowo przebywający na Ziemi. Ludzie mówią, że UFO czy inne dziwne stworzenia nieraz przybywają na Ziemię. Ale… to my jesteśmy UFO!!! Zidentyfikowane obiekty, które pojawiły się na Ziemi, i które po określonym z góry czasie muszą ją opuścić. Przyjmujemy na siebie kombinezony pozwalające funkcjonować w tym świecie – nasze ciała – perfekcyjnie wykonane urządzenia, które po czasie użytkowania niszczeją i trzeba je zostawić. Jeśli nie należysz do tego świata to aby móc tu mieszkać musisz mieć kombinezon, przez który patrzysz, wąchasz czy słyszysz. Nieraz, gdy czyjś kombinezon ma jakiś defekt wtedy niezbyt sprawnie funkcjonuje: bo albo nie widzi, albo nie słyszy, albo w ogóle jest unieruchomiony. Przebywać w takim ciele to koszmar…
Ale istnieje inny świat, inny wymiar gdzie jesteś naprawdę sobą, bez tego zbędnego cielesnego balastu. Pojęcie czasu tam nie istnieje, procesy niszczenia nie zachodzą, śmierć nie istnieje. Jest to nasz prawdziwy dom, do którego każdy z nas tęskni i gdy tam się znajdzie niczego mu więcej nie potrzeba.
I tam tak naprawdę:
WSZYSTKO MOŻE PRZECIEŻ WIECZNIE TRWAĆ!

Tuesday, June 1, 2010

Myślicie, że da się zmienić naturę? Ja już tracę nadzieję… Wstyd się przyznać, ale… jestem straszną bałaganiarą… Ostatnio zostawiłam swoje okulary w łazience w pojemniku na mydło i nie mogłam ich przez jakiś czas znaleźć. Do głowy by mi nie przyszło, żeby ich szukać w mydelniczce. A już wstydziłam się zapytać na głos: wiecie gdzie są moje okulary? Zwykle mąż z uśmiechem odpowiada pytając: a w zamrażalniku sprawdzałaś?
Kiedy je wreszcie znalazłam powiedziałam sobie: DOŚĆ! ...po czym odłożyłam je w inne miejsce, o którym natychmiast zapomniałam. Mam taka wrodzoną wadę oczu, która nie wymaga stałego noszenia okularów, dlatego wciąż je ściągam i zakładam. O moich okularach mówię „oczy” i nieraz traktuję jakby były żywe. Przemawiam do nich czule w umyśle: „Proszę, wyjdźcie! Gdzie się znowu ukryłyście…?
Więc znów szukałam tych moich "oczu": w lodówce, w butach, w piekarniku…
Oj, przysparzają mi one zarówno trosk jak i radości. Troski są wtedy jak nie mogę ich znaleźć, ale jak już znajdę to nie posiadam się ze szczęścia :)
Przy moich „oczach” człowiek się przynajmniej nie nudzi: zawsze można się przecież udać na ich poszukiwanie :)