Sunday, June 26, 2011

KARMA

   „Cóż… taka karma” – ten zwrot wyrażony z przekąsem można ostatnio bardzo często usłyszeć, nie zawsze stosownie użyty, bo powtarzany jak modny slogan nie zawsze ma adekwatne zastosowanie. Nawet mój tato ostatnio go użył, a ja już myślałam, że to moja zasługa… :) Tymczasem słyszymy go w radio, telewizji, czytamy w książkach, w wywiadach przeprowadzanych ze znanymi osobistościami. To, że coś się komuś przytrafiło z powodu „takiej karmy” to całkiem poprawne stwierdzenie tyle, że czy my naprawdę wiemy z czym mamy do czynienia?
   Cóż to jest ta KARMA? Za co odpowiada? Jaką winę można na nią zrzucić, by samemu nie być odpowiedzialnym za bieg zdarzeń, za choroby, za okropności, które coraz częściej występują na świecie? Dla własnego dobra musimy wiedzieć czym ona tak naprawdę jest, bo wbrew temu lekko wypowiedzianemu zwrotowi to całkiem poważna sprawa, która ma wpływ na całe nasze życie.
Karma to nie osoba, która chichocze złośliwie gdy nam się powinie noga lub sprawy nie idą tak, jak chcielibyśmy żeby szły. To my tworzymy karmę. Sami osobiście każdego dnia, w każdej chwili kreujemy własną przyszłość – i tą bliską i tę odległą, sięgającą poza śmierć tego ciała. Dlatego jeśli ktoś tu się rodzi ma z góry określone warunki, na które wcześniej zasłużył.
   Karma oznacza działanie. Każdy nasz czyn przynosi określony skutek: „jak posiejesz – tak zbierzesz” czyli oznacza to, że jeśli oszukuję, kradnę, zdradzam  -  prędzej czy później sam zostanę oszukany, zdradzony czy napadnięty.
Ludzie tak chętnie zwalają winę na różne okoliczności, na innych, na Boga… Często czytam pod katastroficznymi informacjami komentarze tzw. ateistów, którzy szydzą, naśmiewają się, czy po prostu retorycznie wykrzykują pytania typu: „No i gdzie był Bóg, że do tego dopuścił?! Gdzie ten wasz miłosierny, sprawiedliwy, kochający ponad wszystko BÓG?”
   O, nie ma tak dobrze! Bóg istnieje i to On stworzył to perfekcyjnie działające prawo karmy, które  odnosi się do każdego z nas. Nie On odpowiada za czyny popełnione i wciąż popełniane przez egoistycznych, po trupach dosłownie (nie tylko ludzkich) dążących ludzi. I tych szarych, przeciętnych i tych  pnących się wysoko po szczeblach kariery, sławy czy bogactwa. 
   Prawo karmy dotyka wszystkich… Jest do bólu sprawiedliwe, „śledzi” każdy nasz ruch, każdy czyn – ten dobry i ten najbardziej ohydny - tak, aby adekwatnie stworzyć nam stosowne warunki, abyśmy mogli odebrać to, na co zasłużyliśmy. Nic nie pozostanie niezauważone, no chyba że….
Jesteś ciekawy co? :)

Monday, May 9, 2011

   Ludzie od zarania zadają sobie pytanie dlaczego jest cierpienie, dlaczego jest ból, dlaczego musimy doświadczać nieprzyjemnych,  niepożądanych i niewygodnych sytuacji. Każdy unika ich jak ognia a one się pojawiają wbrew wszelkim obwarowaniom.
Ostatnio jakaś schorowana pani napisała list do papieża i zapytała o to samo: dlaczego muszę tyle cierpieć?
   Przed tysiącami widzów papież odpowiedział: „ Nie mam odpowiedzi na to pytanie… Wielokrotnie ja sam zastanawiałem się dlaczego tyle cierpienia jest na świecie, po co ono jest…?” i odniósł się do Pana Jezusa, że On również musiał cierpieć.
Istotnie - nikt nie jest wolny od cierpienia: największe osobistości, które chodziły czy chodzą po tym świecie muszą się z nim prędzej czy później zetknąć.
I nawet Ojciec Święty jest tym faktem zakłopotany. Przecież o ile nam wszystkim wiadomo świat został stworzony dla nas. Dla naszej słodkiej przyjemności! Mamy tu bawić się, tańczyć i śpiewać no i CIESZYĆ SIĘ , CIESZYĆ i CIESZYĆ!!!...I co?...
 Cóż… jakoś nie bardzo to wszystko wychodzi…
   A odpowiedź na to ponadczasowe pytanie jest prosta. Świat w którym żyjemy nie jest naszym domem, nie jest miejscem, gdzie można się wygodnie i bez obaw  ulokować. Tu panowały, panują i będą panować warunki, które nie zawsze  nam się podobają. Cierpienie, choroby, starość, śmierć są na porządku dziennym.
 Zadawanie w kółko pytania: „dlaczego tak się dzieje?” do niczego nie prowadzi. Po prostu znaleźliśmy się w miejscu, do którego nie pasujemy, stąd co chwilę natrafiamy na okoliczności, które gniotą, uwierają i  przeszkadzają: a to pogoda nie taka, a to kręgosłup boli, a to odejdzie ktoś kogo pokochaliśmy całym sercem… I tak w kółko. Bo tak tu jest. Tak normalnie, że można znieczulicy dostać i wzruszyć (w umyśle) ramionami na np. oznajmienie „ wiesz, ciocia X odeszła”.
   Bo świat ten okazuje się nie być stworzonym ku naszej uciesze. On ma swoją określoną charakterystykę. Jak na przykład woda.
   Jeśli ktoś wejdzie do wody to nie marudzi: „Ojej… czemu ona taka zimna? Czemu taka mokra? O, jak ciężko się w niej porusza, nie można swobodnie pobiec, czy zamachnąć się ręką!”
    Naturalnym dla nas jest, że woda ma swoją gęstość, temperaturę, że różne przedmioty różnie się w niej zachowują itp. Każdy natychmiast przyjmuje: no przecież to jest woda! Taka ona właśnie jest. Jak ci się nie podoba możesz po prostu z niej wyjść. I tyle :)
   Tak samo jest jeśli chodzi o ten świat. Masz pełne prawo z niego wyjść – istnieje proces, który to umożliwia i doprowadza do stanu w którym wszystko jest tak jak ma być i już nie zastanawiasz się „cholera, o co tu chodzi? czemu tu tak nie wygodnie?”. Tam NAPRAWDĘ możesz po prostu cieszyć się życiem.

Skąd ja to wszystko wiem?.. Ach, te VEDY!

Wednesday, April 13, 2011

   Wiek, w którym żyjemy nosi nazwę Kali Juga. Co się kryje pod tymi twardo brzmiącymi słowami? No właśnie: twardość.  Są dwa powody, dla których nasze czasy są twarde: pierwszy to to, że najbardziej powszechnym metalem, który naturalnie występuje przyrodzie jest żelazo, a drugi : nasze serca są jak żelazo. Twarde i zimne. Takie uczucia jak miłosierdzie, współczucie czy miłość występują coraz to rzadziej i rzadziej co udowadnia poniższa historia…
   Nasze rodzinne życie tak się od lat układa, że sporo czasu spędzamy podróżując. Dziś tu jutro tam,  wszystko  to sprawia, że wszędzie czujemy się jak „u siebie”. Ostatnio spędziliśmy dwa tygodnie u naszego przyjaciela w Rumunii.
   Kiedy podjechaliśmy pod jego dom była druga w nocy, za oknami samochodu ciemno, jedynie wszechobecne zwały śniegu odrobinę rozświetlały otoczenie.  Zerknęłam na termometr -  minus 10, brrr….
   Chcąc nie chcąc trzeba się było zabrać za wytaszczanie podręcznego bagażu. Resztę rzeczy zdecydowaliśmy zabrać rano. Rozespana Satya pierwsza zdecydowała się wyjść  z ciepłego samochodu na ten ziąb. Pobiegła ze śmieciami, których zebrało sie trochę w czasie długiej drogi. Kiedy wróciła była zupełnie rozbudzona. Krzyknęła: ” Mamo, ktoś wyrzucił do kontenera maleńkie szczeniaczki!!! Strasznie płaczą, bo im bardzo zimno. Co robimy?!”
Co robimy – dobre sobie! Co tu zrobić z maleńkimi piszczącymi szczeniakami w środku nocy, w obcym państwie? Pobiegłam z Satyą na śmietnik i już po chwili trzymałyśmy na rękach cztery  1-tygodniowe śmierdzące psiaki, które trzęsły się od przemożnego mrozu. Nie mogłam w to uwierzyć. Ktoś wyrzucił na śmietnik te maleństwa , aby się ich pozbyć!  Jak zbędnego balastu. Jak zepsuty przedmiot. Jak śmieć…. A przecież one żyją! Nie są rozbitym czajnikiem czy dziurawym butem. One żyją i bardzo chcą żyć – piszczą, trzęsą się i są bardzo głodne. Jak można było tak po prostu wrzucić je do kontenera na odpadki i pójść spokojnie spać…?
   To może być tylko wpływ Kali Jugi. Czy ktoś  jeszcze wątpi  w słowa, które widnieją na górze?! Kali juga istnieje naprawdę, panoszy się w naszych sercach, w naszych umysłach, w naszym życiu.
    Jej wszechobecny wpływ odciska pętno na każdym kroku, bo takich historii jest teraz bez liku. Nie jeden z nas wzruszy ramionami:  a co można zrobić z takimi szczeniakami? Nie stać mnie żebym mógł utrzymać tyle zwierząt w domu.
Ok., nikt nie zmusza nikogo do zakładania zwierzyńca w swoim mieszkaniu. Są instytucje, które się takimi sprawami zajmują. Wystarczy odrobinę wysiłku, dobrej woli, współczucia… wystarczy tak niewiele, aby odeprzeć ten zimny, żelazny wpływ. ..