Sunday, April 25, 2010

   Czasami myślę sobie nad prozaicznością życia.  Ludzie pojawiają się i znikają jak bańki mydlane. Kiedy wczoraj zobaczyłam klepsydrę z nazwiskiem znajomego sąsiada, którego bardzo dobrze znałam ogarnęło mnie zdumienie… Rany, gdzie on teraz jest??? Mogę w każdej chwili przywołać w umyśle obraz jego twarzy, jego postawy, ruchów; pamiętam jak mówił swoim charakterystycznym zachrypniętym głosem, jak się uśmiechał, odpowiadał na pozdrowienie. A teraz już go niema. Już nigdy go nie zobaczę… Nigdy, nigdy, NIGDY!!! Albo mojej cioci. Odeszła tak nagle. Po prostu zachorowała i umarła. Mój wujek, który -  jak to najbliższa osoba  - pogrążył się w głębokiej żałobie, nic go nie interesowało, życie bez niej przestało mieć sens.  Chciał iść za nią, był totalnie załamany, odrętwiały w swoim cierpieniu wiedząc, że jego moment jeszcze nie przyszedł i nie wiadomo jak długo będzie musiał na niego  czekać.
   Na szczęście znalazł ukojenie w modlitwie, w wierze, że spotkają się po jego śmierci i znowu będą razem.  Z tym to nigdy nie wiadomo, ale to, że ukoił swój ból w  duchowym aspekcie życia jest fascynujące!!! Dla innych krewnych stał się nudziarzem, wręcz świrem, który wciąż gada o Bogu, o śmierci, o niebie. A on tryska energią! Śmieje się, żyje swoim wewnętrznym życiem, inaczej już patrzy na troski tego świata. W sumie on już jest jakby jedną nogą po drugiej stronie, za nic ma to, kto będzie następnym prezydentem Polski, czy ropa idzie w górę czy w dół, jak ma się euro do złotówki itp. 
   To bardzo ważne aby mieć swoje życie wewnętrzne, które pozwoli uchronić nas od najbardziej niechcianych  sytuacji, które tak czy siak nas spotykają .
   Niech nikt mi nie mówi, że Boga nie ma, że to wymysły dla grzecznych dzieci, że Bóg to pojęcie przestarzałe, niemodne, zacofane.  Bez Boga nic się nie trzyma kupy,  bez Jego obecności nie da rady wytłumaczyć tak wielu niezrozumiałych rzeczy. Wiara w Niego uskrzydla, wyciąga z najciemniejszych rejonów strachu, depresji czy cierpienia; każde ukojenie od tego typu mąk jest dowodem na Jego istnienie. Kto wie, że Bóg JEST – wie o czym piszę.
Przy moich dzieciakach mogę chorować do woli. Troszczą się o mnie nad podziw, co chwile pytają jak się czuję i już sie zastanawiam czy nie skłamać i przeciągnąć jeszcze trochę ten czas lenistwa J. Naprawdę jestem szczerze zaskoczona ich postawą. Obiad na czas ugotowany, w domu czysto i nawet słyszę odgłosy pralki. Nie, no tego to sie nie spodziewałam. Myślę, że częściej będę “chorować”, aby dać im pole do popisu. Zwykle to ja zabiegam o to, aby wszystko mieli na czas, a że jestem osoba dość hermetyczną nie zbyt lubię, aby mi przeszkadzano w moich domowych obowiązkach. W takich okolicznościach nie mają te moje dzieciaki zbyt dużych szans na rozwijanie tego typu nawyków. A przecież to jest bardzo ważne. Wszystko kształtuje sie w dzieciństwie: to co widzą dzieci w rodzinie przenoszą potem do swoich gniazd: atmosferę, tradycje, zachowanie wobec członków rodziny czy nawet potrawy. Satya już gotuje tak jak ja. Może ma swoje ulubione , ale ogólnie zawsze pyta jak to czy tamto upichcić i już widzę ją w przyszłości jak gotuje wszystkie nasze domowe potrawy.
Tak, tydzień chorobowego jeszcze nikomu nie zaszkodził. J

Jeszcze jak piszę o zaradności moich pociech to przypomniała mi się zabawna historia sprzed kilku lat, kiedy Satya miała 10, a Sanatan 8 lat. Mieszkaliśmy wtedy w nadmorskiej miejscowości, gdzie latem drzewa rodziły mnóstwo owoców w tym białych i czarnych morw. Otóż dzieciaki wymyśliły, że narwą tych owoców do jednorazowych kubków i staną na pobliskim bazarze, aby je sprzedać. Z wielką pasją i determinacją nazbierały miskę morw, wzięły plastikowe kubki, kartkę papieru z napisana ceną i stolik turystyczny z piwnicy i… poszły na handel. Umierałam z ciekawości co się tam działo, ale nie mogłam się wtedy oderwać od swoich zajęć, więc tylko wyczekiwałam ich powrotu i relacji. Kiedy wrócili - ich podekscytowanie sięgnęło zenitu – to nic, że zarobili parę groszy, że prawie nikt nic nie kupił, więc byli „zmuszeni” wyjeść swój towar. Najważniejsze było doświadczenie, które zdobyli: pieniądze nie leżą na ulicy, trzeba na nie ciężko zapracować.
Witamy serdecznie na naszym „oficjalnym” blogu. Postaramy się, abyście wchodząc tu mogli przyjemnie spędzić czas, dowiedzieć się więcej o nas, poznać nasz mały nie tylko muzyczny świat. Będziemy tu pisać własne i niewłasne przemyślenia, opisywać historie z naszego życia podparte zdjęciami i videofilmami. Kto wie, może przyda się to na coś komuś :).

Jak już wiecie mamy swój zespół, a ponieważ biorą w nim udział też dzieciaki to nie zawsze łatwo nam jest się zorganizować: a to ktoś ma zły dzień, a to kogoś rozbolał brzuch lub też najzwyczajniej się nie chce :). Na szczęście takich momentów jest niewiele i kiedy mamy godzinną próbę na granie każdy z nas staje na wysokości zadania, aby dać w tym czasie z siebie wszystko. Jest to o tyle fajne że ogólnie lubimy się wzajemnie i staramy się nie wchodzić sobie w drogę ze swoimi humorami, niechęciami, bo wiadomo że to psuje wszystko. Jeśli jeden z nas się wyłamie to cała idea bierze w łeb. Każdy z nas czuje tę odpowiedzialność. Tak więc, tak jak wśród muszkieterów, panuje u nas zasada: Jeden za wszystkich – wszyscy za jednego :).

Serdecznie zapraszamy też na nasze inne blogi:

4Jivas filozofami!!! - treści tu zawarte dotyczą każdego: ciebie, mnie i wszystkich wokół nas. Tak niewiele potrzeba, aby życie stało się wartościowsze…

4Jivas fotografami!!! - zdjęcia, zdjęcia i jeszcze raz zdjęcia :)

4Jivas joginami!!! - aby być zdrowym i szczęśliwym trzeba: ĆWICZYĆ!!! Nie ma ćwiczenia nie ma jedzenia ;)

4Jivas kucharzami!!! - blog poświęcony gotowaniu, czyli jednej z naszych pasji. Warto tu wejść i przekonać się jak proste i smaczne może być kucharzenie. Nie tylko dla pań!!!

4Jivas wegetarianami!!! - znajdziecie tu odpowiedzi na pytania: po co zostać wegetarianinem, do czego "służą" warzywa i jak się z nimi zaprzyjaźnić?

Mamy nadzieję, że każdy znajdzie coś dla siebie.