Sunday, April 25, 2010

Przy moich dzieciakach mogę chorować do woli. Troszczą się o mnie nad podziw, co chwile pytają jak się czuję i już sie zastanawiam czy nie skłamać i przeciągnąć jeszcze trochę ten czas lenistwa J. Naprawdę jestem szczerze zaskoczona ich postawą. Obiad na czas ugotowany, w domu czysto i nawet słyszę odgłosy pralki. Nie, no tego to sie nie spodziewałam. Myślę, że częściej będę “chorować”, aby dać im pole do popisu. Zwykle to ja zabiegam o to, aby wszystko mieli na czas, a że jestem osoba dość hermetyczną nie zbyt lubię, aby mi przeszkadzano w moich domowych obowiązkach. W takich okolicznościach nie mają te moje dzieciaki zbyt dużych szans na rozwijanie tego typu nawyków. A przecież to jest bardzo ważne. Wszystko kształtuje sie w dzieciństwie: to co widzą dzieci w rodzinie przenoszą potem do swoich gniazd: atmosferę, tradycje, zachowanie wobec członków rodziny czy nawet potrawy. Satya już gotuje tak jak ja. Może ma swoje ulubione , ale ogólnie zawsze pyta jak to czy tamto upichcić i już widzę ją w przyszłości jak gotuje wszystkie nasze domowe potrawy.
Tak, tydzień chorobowego jeszcze nikomu nie zaszkodził. J

Jeszcze jak piszę o zaradności moich pociech to przypomniała mi się zabawna historia sprzed kilku lat, kiedy Satya miała 10, a Sanatan 8 lat. Mieszkaliśmy wtedy w nadmorskiej miejscowości, gdzie latem drzewa rodziły mnóstwo owoców w tym białych i czarnych morw. Otóż dzieciaki wymyśliły, że narwą tych owoców do jednorazowych kubków i staną na pobliskim bazarze, aby je sprzedać. Z wielką pasją i determinacją nazbierały miskę morw, wzięły plastikowe kubki, kartkę papieru z napisana ceną i stolik turystyczny z piwnicy i… poszły na handel. Umierałam z ciekawości co się tam działo, ale nie mogłam się wtedy oderwać od swoich zajęć, więc tylko wyczekiwałam ich powrotu i relacji. Kiedy wrócili - ich podekscytowanie sięgnęło zenitu – to nic, że zarobili parę groszy, że prawie nikt nic nie kupił, więc byli „zmuszeni” wyjeść swój towar. Najważniejsze było doświadczenie, które zdobyli: pieniądze nie leżą na ulicy, trzeba na nie ciężko zapracować.

No comments:

Post a Comment