Wednesday, May 19, 2010

O porodzie już pisałam, ale chciałam się podzielić jeszcze jednym przemyśleniem, które pojawiło się kiedy pierwszy raz zaszłam w ciążę. Była to zupełnie nowa, nieznana dotąd sytuacja, w której mój organizm zachowywał się nie tak, jak poprzednio. Z przerażeniem myślałam o rosnącym brzuchu, aż do tego stopnia, że w nocy nie mogłam spać a poranne mdłości tylko potęgowały psychiczne rozterki. Ale najbardziej bałam się porodu! Co to będzie?! Jak będzie?! Może podzielę los wielu kobiet, które umarły podczas tego przerażającego wydarzenia?! Może dziecko urodzi się jakieś chore?! Odpychałam te myśli na krańce własnej świadomości. Kiedy pojawiły się pierwsze skurcze nie uwierzyłam, że to już TERAZ. Mąż też nie był przekonany. „Idź się połóż, może to przejdzie” powiedział na wiadomość o „dziwnych” bólach.
Ale to nie przechodziło, wręcz odwrotnie - nasiliło się do tego stopnia, że już nic nie mogło odwlec momentu, który się pojawił tak nagle i miał odmienić na zawsze moje życie. Po raz pierwszy miałam zostać mamą…
Kiedy leżałam już w szpitalu przez głowę przebiegały szalone myśli: I oto jestem tutaj i zaraz to się stanie! Oto nadeszła chwila, o której wiedziałam już od około 9 miesięcy, że się pojawi i jestem w sytuacji, w której jeszcze nigdy nie byłam. Totalna nowość! I nic się nie da zrobić, aby odwrócić bieg zdarzeń, po prostu jestem zdana zupełnie na to co przyniesie los. Nie można powiedzieć: To ja dziękuję, nie podoba mi się to, chcę do domu!
Pomyślałam wtedy, że z praktycznego punktu jest to podobne do śmierci. Wiadomo, że gdzieś tam kiedyś przyjdzie taki moment, że będę w tej całkowicie nowej sytuacji, w której jeszcze nigdy nie byłam, zupełnie uzależniona od nieznanych mi praw. Że wtedy też nie będę mogła się cofnąć, zawrócić, powiedzieć: ja chcę do domu! Nie będę wiedziała gdzie się udam, ani co mnie czeka, bo przecież nie wiem, co jest po drugiej stronie… dlatego pomyślałam:
MUSZĘ SIĘ DO TEGO PRZYGOTOWAĆ!

Saturday, May 15, 2010


Miłość jest ślepa. Ale jest to najpiękniejszy niedowład, jakiego życzę każdemu z nas. Bo kochać znaczy być szczęśliwym. Każdy z nas poszukuje tego szczęścia – jest to nasza nieodłączna cecha, którą się porównuje do wilgoci: tak jak nie można odłączyć wilgoci od wody tak też nie można odłączyć pragnienia miłości od każdej żywej istoty. I widać to w tak wielu przejawach. My np. mamy na balkonie kotkę, która się u nas zadomowiła. Mieszkamy na parterze a balkon jest otwarty, w każdym momencie może ktoś tu wejść. I ta kotka wlazła do nas i tak została. Mieszka w kartonie całkiem zadowolona z życia. Patrząc na tego zwierzaka obserwuję, jak on pragnie miłości, uwagi, troski od drugiej osoby. Kiedy Satya otwiera balkon nasza kotka mruczy i łasi się stęskniona uczuć. Z początku myśleliśmy, że ona jest głodna, ale znosimy jej smaczne kąski a ona nadal dopomina się uwagi a na jedzenie ledwo spojrzy. Trzeba ją wypieścić, prawić czułe słówka tak, że poczuje się kochana. I nie ma się co dziwić. Każdy z nas potrzebuje kochać i być kochanym. Bo – znów się powtórzę – kochać znaczy być szczęśliwym, znaczy ulokować gdzieś to serce, tak aby mogło odpoczywać nie martwiąc się, że je ktoś złamie, podepcze. Tylko w takim stanie możemy być naprawdę wypełnieni i spokojni. Pozwólcie, że w tym miejscu przytoczę najpiękniejszy opis miłości:


Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelka wiedzę,
i wszelką możliwą wiarę,
tak, iżbym góry przenosił,
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza sie bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli sie z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,
nie jest jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie…

Idealny opis, nie znam lepszego niż ten. Kto go napisał, musiał poznać smak prawdziwej miłości. Szkoda, że to uczucie tak niezwykle rzadkie w tym świecie, jak powiedział jeden wspaniały uczony:
" Prawdziwa miłość między osobami jest tak rzadka, że ludzie już zapomnieli czym ona jest"...


Saturday, May 8, 2010

Mantry

Ludzie na ogół lubią śpiewać, coś nucić. Nawet ci, co nie bardzo umieją – też lubią. Ostatnio na spacerze mijałam starszego człowieka, który coś majstrował przy swoim rowerze. Aż przystanęłam: tak zapamiętale śpiewał podczas swojej czynności, że pomyślałam czy wszystko z nim ok. Okazało się, że po prostu miał dobry dzień, tak że aż mi się jego nastrój udzielił. Uśmiechnęłam się do niego, on wlazł na rower i w dalszym ciągu głośno śpiewając ruszył w swoją drogę. Taka prosta czynność, a ile daje przyjemności. Pomyślałam, że gdyby znał mantry uzyskałby nie tylko psychiczną radość.
Mantry to niesamowite dźwięki. Dają odpoczynek dla duszy i ciała, są naturalnym pokarmem dla wszystkich żywych istot. Wpływają na niewidzialnym, subtelnym poziomie Nieraz ludzie pytają w jaki sposób działają te dźwięki. Najładniej i bardzo przystępnie można to wytłumaczyć na przykładzie słońca. Słońce ma ogromna siłę. Jest bardzo daleko, ale ma silny wpływ na nas jeśli
wystawimy się na jego działanie. Ktoś może mieć lub nie mieć wiary, kręcić z niedowierzeniem głową, że to niemożliwe -  efekt i tak zachodzi. Wystarczy usiąść w słonecznym miejscu na jakiś czas i chcemy czy nie chcemy nasza skóra się opali.
Podobnie jest z mantrami. Jeśli wejdziesz z nimi w kontakt, czyli powtarzasz je, słuchasz czy medytujesz o nich - subtelny efekt ma na ciebie wpływ tak, że stopniowo jesteś w stanie doświadczyć wewnętrznego wypełnienia, zobaczyć rzeczy takimi jakimi są naprawdę. Możesz w to wierzyć lub nie, możesz być do bólu sceptyczny i nie rozumieć działania mantr. Jeśli będziesz szczery i konsekwentnie powtarzał na przykład proste: Gopala Gowinda Rama Madana Mohana choćby tylko po to, aby sprawdzić to działanie – zadziała. Jak słońce :).

Wednesday, May 5, 2010

O szczęściu

Zerknęłam właśnie na mój ostatni post. Aż się prosi, żeby napisać historię po tytułem „Szczęście czy nieszczęście - to się jeszcze okaże”.

Przed II wojną był sobie gospodarz i jego sąsiad. Gospodarz miał konia co jak na owe czasy oznaczało bogactwo. Przychodzi do niego sąsiad i mówi: „Ty to masz szczęście! Masz konia, powodzi ci się!”, a gospodarz na to: „Szczęście czy nieszczęście - któż to wie? Może szczęście , może nieszczęście” i sąsiad poszedł do domu. Za jakiś czas koń gospodarza spłoszył się i uciekł. To znowu sąsiad przychodzi i mówi: „miałeś konia a teraz takie nieszczęście cię spotkało!”, a gospodarz na to: ” Szczęście , nieszczęście któż to wie, może szczęście, może nieszczęście” i rozeszli się. Za kilka dni patrzą a koń gospodarza prowadzi drugiego konia. I znów sąsiad swoje: „ Ale cię szczęście spotkało, miałeś jednego konia a teraz masz dwa!” a gospodarz na to: „Szczęście czy nieszczęście to się okaże, może szczęście, może nieszczęście” i rozeszli się. Nowy koń był trochę dziki, więc syn gospodarza chciał go ujeździć, niestety spadł z niego i połamał obydwie nogi. I znowu sąsiad przychodzi: „ Och jakie cię nieszczęście spotkało! Wszystko przez tego konia!”, a gospodarz na to: ” Szczęście czy nieszczęście - któż to wie może szczęście, może nieszczęście” i rozeszli się. Wybuchła wojna, syn sąsiada poszedł na wojnę a gospodarza nie bo miał połamane nogi. I znowu sąsiad na to: „Ty to masz szczęście! Mój syn poszedł na wojnę a twój nie.” a gospodarz na to: "Szczęście czy nieszczęście to się jeszcze okaże..” Itd., itd…

Taki z tego morał, że nigdy do końca nie wiadomo co jest szczęściem a co nieszczęściem.

Tuesday, May 4, 2010

Zawsze kiedy czegoś bardzo pragnę zastanawiam się czy rzeczywiście jest to dla mnie dobre :).
Pamiętam kiedy pierwszy raz byłam w ciąży bardzo pragnęłam aby dziecko, które się urodzi było chłopcem. Szalałam na myśl, że mogłoby być inaczej (pewnie Satyi zrobi się smutno kiedy to przeczyta…) a jakaś nieopisana myśl wręcz odrzucała opiekę nad dziewczynką :). To bardzo osobiste wyznanie, ale ja nie jestem zbyt sentymentalna. Z dużym dystansem podchodzę do rzeczy, które były i nigdy nie wrócą. W myśl: co było a nie jest itd. Ale do rzeczy…
Kiedy przyszedł czas rozwiązania była głęboka noc. Nowa sytuacja, nowe wyzwanie no i wielka niewiadoma: CO SIĘ URODZI??? Moje modły o chłopca osiągnęły punkt kulminacyjny! W duchu składałam najświętsze obietnice, że będę wzorową mamą, będę dbać o synka najlepiej jak potrafię, że nigdy nie pozwolę aby stała mu się jakaś krzywda itp. itd.
I stało się. Pielęgniarka asystująca przy porodzie odłożyła nowonarodzone niemowlę w jakimś specjalnie do tego przeznaczonym miejscu, tuż za moją głową ze słowami: „Śliczna, zdrowa dziewczynka” i …jej twarz błyskawicznie zmieniła się w kompletne osłupienie. Wykręcając się do tyłu chcąc zobaczyć dziecko krzyknęłam wielkim głosem: „CO??? DZIEWCZYNKA??? Jaka dziewczynka? Przepraszam bardzo, ale nie jestem gotowa na dziewczynkę!!!”
Przed moimi oczami ukazało się małe ryczące niemowlę, którego skóra nabrała fioletowego koloru w bladym świetle neonowej żarówki. Byłam przerażona! Wściekła, że moje modły się nie spełniły: I ... co teraz?! Uciec stąd jak najszybciej i nigdy więcej tu nie wrócić!
Z trudem zdławiłam w sobie cisnące się na usta uczucia i przygarnęłam „tę dziewczynkę”. Dopiero po kilku chwilach trzymając ją przy piersi doszło do mnie, że to MOJA dziewczynka, że musze się nią zająć, nakarmić, że potrzebuje mnie jak nikogo na świecie. Zobaczyłam, że nie mam wpływu na tak wiele rzeczy, które mnie spotykają i jeszcze spotkają w życiu. Podziękowałam Bogu za to, że wie co robi. Ogarnął mnie spokój bo: wszystko jest w Jego rękach. Cokolwiek mnie nie spotka jest DOBRE, bo Bóg jest DOBRY i wie co jest dla mnie dobre. Uff, co za ulga. Różne rzeczy spotykają nas w naszej życiowej wędrówce, ale cała sztuka w tym aby nauczyć się przyjmować je takimi jakimi są. Sztuka, która sprawia że jesteśmy bardziej mocni i spokojni.
Cała ta niezwykła noc bardzo wpłynęła moje życie i… jestem szczęśliwą mamą :)